Wyszukiwarka:
Artykuły > Utwory, dzieła >

Sny o potędze

Sny o potędze

 

• Staff Leopold •

• 1901 •

 

Sny o potędze, debiutancki tom Leopolda Staffa, zbierał wiersze z l. 1898–1900. Tytuł zbioru wziął poeta z Hymnu do miłości

Kazimierza Przerwy Tetmajera, wiersza, który absolutyzując miłość, odrzuca wszystkie inne wartości, między nimi także sny o

sławie, potędze, zwycięstwach dumy. Tej jednostronności swojego rówieśnika – symptomatycznej w ogóle dla poezji schyłku

stulecia – jednostronności, za którą w istocie kryje się brak wiary, poczucie niemocy i pesymizm, przeciwstawił Staff pochwałę

życia, proponując zarazem zupełnie odmienną wobec niego postawę, mianowicie aktywną postawę człowieka odpowiadającego za

duchowy kształt własnej egzystencji. Ogólny sens i charakter tej postawy postulował zaraz na początku, w otwierającym tom

sonecie Kowal (stanowi on, podobnie jak dalej idące cykle liryków, wyraźnie wyodrębnioną część zbioru). Pełną jej treść – obraz

człowieka odnajdującego współbraci w żywiołach przyrody, twórczego, siłą wyobraźni władającego światem, a mocą woli

podporządkowującego sobie los – rozwinął w zamykających książkę dziewięciu sonetach tworzących cykl właśnie tytułowych

Snów o potędze. Te kompozycyjne ramy wypełnił precyzyjnie ułożonymi cyklami wierszy, dając tym samym obraz drogi, jaką

przebył od określonego w Kowalu marzenia i postulatu, po ich w finale ucieleśnienie i realizację.

Nieobca mu była cicha melancholia śnieżnego krajobrazu oraz trwoga na widok bezkresnej zimnej pustyni (cykl Zimowe, białe

sny). Znał nostalgię wieczoru i smutek jesieni, mgliste uczucia i ciche, trwożne pragnienia (cykl Zmierzchem i jesienią). Z

melancholią konstatował daremność ludzkich działań i przemijalność rzeczy, z rozpaczą – wszechobecność śmierci (cykl

Wiersze różne). Przeżywał nieokreślony egzystencjalny strach i bezładny, chaotyczny przeciwko niemu bunt (cykl Burze).

Śpiewał pochwałę absolutnej miłości i hymn ku czci kobiety (Miłość, Pieśń o oczach). Wiele w tym wszystkim było stereotypowej

nastrojowości, niemało dekadenckich tonów i “nudy” końca wieku, niemało modernistycznego “psychologizmu”. Ostatecznie

jednak wędrówka po drogach świata i bezdrożach własnej duszy (cykle W drodze, Dusza) pokazała, że rację ma samo życie,

różnorodne i przebogate, a przede wszystkim toczące się niezależnie od naszej woli i pragnień. Można odwracać się od niego lub

być przeciwko; wiele modernistycznych wierszy z debiutanckiego tomu Staffa szło w tym kierunku. Ale można również próbować

w nim naprawdę być. Bohater Snów o potędze, doświadczywszy wszystkich tych możliwości, wybrał na koniec ostatnią z nich

(por. wiersze Czekałem myśli życia..., Przewodniczka i Dziwaczny tum zamykające cykl Dusza i bezpośrednio poprzedzające

tytułowy cykl sonetów). Wybrał – nie bez wpływu Fryderyka Nietzschego – afirmację rzeczywistości. Przede wszystkim zaś

opowiedział się po stronie twórczej aktywności człowieka, którą wyzwalając w sobie mamy szansę przynajmniej w części

zrównoważyć niepojętą treść życia i nieubłaganą konieczność losu. Wybór, jakiego w Snach o potędze dokonał, w dużej mierze

stawiał Staffa poza obrębem młodopolskiej liryki i jednocześnie określał zasadniczą linię światopoglądową jego poezji (niejako

ostatecznym wnioskiem z doświadczeń zapisanych w debiutanckim tomie jest wiersz Przedśpiew, otwierający Gałąź kwitnącą z

1908 roku). Z kolei znakomite opanowanie sztuki poetyckiej i wielka kultura literacka autora zapowiadały twórczość nie

nowatorską co prawda, ale gwarantującą wysoki poziom literackiego rzemiosła.

 

mucho mas vino tinto