Wyszukiwarka:
Artykuły > Język Polski >

Obrazy martyrologii narodowej w III części "Dziadów" A. Mickiewicza

Obrazy martyrologii narodowej w III części "Dziadów" A. Mickiewicza III część "Dziadów" powstała po klęsce powstania listopadowego w Polsce (patrz opracowanie tematu nr 48). Sam autor w "Przedmowie" wyjaśnił, że: "chciał tylko zachować narodowi wierną pamiątkę z historii litewskiej lat kilkunastu". Dodał też: "Kto zna dobrze ówczesne wypadki, da świadectwo autorowi, że sceny historyczne i charaktery osób działających skryślił sumiennie. [...] Czymże są wszystkie ówczesne okrucieństwa w porównaniu tego, co naród polski teraz cierpi i na co Europa teraz obojętnie patrzy!". Termin martyrologia oznacza męczeństwo, podleganie terrorowi fizycznemu i psychicznemu. W III części "Dziadów" pojęcie to odnosi się do wydarzeń związanych z prowadzonym przez Nowosilcowa śledztwem w 1823 roku. Towarzystwo Filomatów już nie działało, ale Senator - chcąc zaskarbić sobie względy cara - udał, że odkrył w Wilnie działającą organizację spiskową i aresztował kilkuset młodych ludzi. Scena więzienna (scena I) opowiada o ich pobycie w więzieniu (dawnym klasztorze bazylianów). Nie wiedzą, o co są oskarżeni, wielu z nich nie słyszało o organizacjach spiskowych. Zajmują osobne cele i tylko dzięki strażnikowi (z pochodzenia Polakowi) mogą spotkać się w wieczór wigilijny w celi jednego z nich, Konrada. Stracili rachubę dni, okna w celach są szczelnie zabite deskami. Cierpią na różne choroby spowodowane zimnem, wilgocią, złym jedzeniem, biciem. Nie ma jednak lekarza, który nazwałby ich choroby i zalecił leczenie. Brak świeżego powietrza powoduje, że wyprowadzani na zewnątrz budynku, wyglądają jak pijani. W czasie śledztwa stosuje się wobec nich tortury fizyczne i psychiczne (bicie, zastraszanie, informowanie o - rzekomo złożonych przez przyjaciół - zeznaniach obciążających). Śledztwa trwają wiele godzin, często budzeni są w nocy i prowadzeni na przesłuchanie. Jedzenie ich jest takie, że można nim truć szczury, czasem dostają solone śledzie przy braku wody do picia. Całe śledztwo toczy się praktycznie poza nimi, nie mają żadnej możliwości obrony. W ten wigilijny wieczór, zebrani w jednej celi, słuchają opowieści więźnia - Jana Sobolewskiego o tym, co widział, kiedy prowadzono go na przesłuchanie. Tego dnia wywożono na Sybir studentów ze Żmudzi. Wśród nich był 10 - letni chłopiec, któremu łańcuch poranił nogę, lecz żandarm orzekł, że waga łańcucha jest zgodna z przepisami. Zesłańcy szli godnie i dumnie, mieli ogolone głowy, niektórzy byli spuchnięci z głodu, inni wychudzeni. Jeden z nich z powodu wycieńczenia, upadł na schodach i zmarł. W tym czasie w kościele odbywała się msza - ludzie wylegli na plac i patrzyli w niemej rozpaczy na załadunek więźniów do kibitek. Ksiądz błogosławił ich na tę ostatnią męczeńską drogę. Jeden z więźniów krzyknął z odjeżdżającej kibitki: "Jeszcze Polska nie zginęła!" Społeczeństwo polskie nienawidziło okrutnego cara, współczuło więźniom, lecz lęk o siebie i swych najbliższych paraliżował ich chęć działania, obrony prześladowanych. Nie tylko Wilno było terenem represji carskich na patriotach polskich. Podobne wydarzenia miały miejsce w Warszawie, mówi o tym scena VII - "Salon warszawski". Jeden z polskich patriotów opowiada o losach innego Polaka - Cichowskiego. Aresztowano go skrycie. Upozorowano utonięcie w Wiśle, pokazano żonie płaszcz, rzekomo znaleziony nad brzegiem rzeki. Po jakimś czasie w Warszawie prowadzono wieczorem więźniów do Belwederu i któryś z odważnych Polaków krzyknął zza muru: "Więźnie, kto jesteście?" Wśród stu głosów więźniów usłyszano też nazwisko Cichowskiego i zawiadomiono o tym jego żonę. Ta znów usiłowała ustalić miejsce pobytu swego męża, ale władze carskie zaprzeczyły istnieniu takiego więźnia. W Warszawie jednak przekazywano sobie informację, że Cichowski niczego nie wyjawił w śledztwie mimo stosowania najokrutniejszych tortur. Po kilku latach żandarmi przywieźli Cichowskiego do domu i polecili żonie podpisać oświadczenie, że powrócił żywy i zdrowy. Trudno było go poznać. Cierpiał na opuchliznę głodową, stracił wszystkie włosy, nikogo nie poznawał. Na każde pytanie bliskich odpowiadał zawsze: "Nic nie wiem, nie powiem!" Został zniszczony fizycznie i psychicznie, nie potrafił już wieść normalnego życia, dręczyły go wizje prześladowcze. Równie tragiczne są dzieje pani Rollison, które poznajemy w scenie VIII - "Pan Senator". Do Senatora przychodzi pani Rollison - wdowa w towarzystwie swej przyjaciółki - Kmitowej. Wdowa jest kobietą niewidomą i głęboko nieszczęśliwą. Jej jedyny syn został uwięziony, więc chciałaby rozmawiać z prowadzącym śledztwo, bo jest przekonana, że zaszła jakaś pomyłka. Senator beszta swą służbę za to, że wpuszczono natrętną kobietę i ostrzega jej towarzyszkę, że także jej dzieci mogą być aresztowane. Bezduszny urzędnik carski szydzi z kalectwa pani Rollison, która - jego zdaniem - widocznie trafia do niego za pomocą węchu, skoro nie widzi drogi. Zaprzecza oczywiście uwięzieniu młodego Rollisona, a gdy dowiaduje się, że matka wie o losie swego dziecka dzięki informacjom przekazanym przez księdza Piotra, poleca przesłuchać także duchownego brata. Pani Rollison natomiast obiecuje, że zajmie się sprawą jej syna i - jeśli jest niewinny - wypuści go na wolność. Biedna kobieta ufa jego słowom, jest przekonana, że Senator nie wie nic o okrucieństwie, jakiego dopuszczają się urzędnicy prowadzący śledztwo. Nowosilcow żegna panią Rollison i poleca podwładnemu zepchnąć ją ze schodów i zamknąć w osobnej celi. Innym współpracownikom poleca przesłuchać księdza Piotra w taki sposób, aby nigdy więcej nie informował rodzin więźniów o tym, co dzieje się z ich najbliższymi. W sprawie Rollisona poleca, aby otworzono w jego celi okno, gdyż wie, że młody i skrajnie wyczerpany więzień gotów jest popełnić samobójstwo. Wstrząsające są te obrazy męczeństwa Polaków, zaś cała tragedia naszego narodu dzieje się na oczach narodów Europy. Stać te narody tylko na słowa współczucia. Porównuje je Mickiewicz do niedołężnych niewiast Jeruzalemu płaczących nad Chrystusem i posyła tym narodom słowa Zbawiciela: "Córki Jerozolimskie, nie płaczcie nade mną, ale nad samymi sobą".