Wyszukiwarka:
Artykuły > Język Polski >

45. Obraz wojny w literaturze K. K. Baczyńskiego, Różewicza i Miłosza

45. Obraz wojny w literaturze K. K. Baczyńskiego, Różewicza i Miłosza „Każdy musi donieść swoje życie do końca, nie można od życia uciekać” - tym stwierdzeniem zakończył K. K. Baczyński jeden ze swoich utworów. Jest on napisany ręką człowieka zbuntowanego, ale topiącego się w niemocy walki. Główny bohater męczy się żyjąc na ziemi, gdzie roztacza się arena destrukcji. Wegetuje w swoim małym świecie, w którym nie widzi dla siebie miejsca, gdyż „przeżyło się już wszystko i nie można zacząć niczego nowego”. Bohater tego tragicznego utworu, osaczony przeraźliwą abnegacją, porzuca rodzinę, żonę, dzieci i dezerteruje. Chce zapomnieć o kłopotach, problemach, o dawnym życiu przepełnionym przemocą i śmiercią. Ten czyn nie udaje się. Jego upragnione „nowe odrodzenie” nie przychodzi. Przejście w świat zapomnienia kończy się dla niego tragicznie. Przekonany o beznadziejności losu ludzkiego popełnia samobójstwo. „Człowiek, który chciał żyć drugi raz”, tak brzmi tytuł tej miniaturki, która jest dla mnie kluczem do rozważania nad dramatem pokolenia wojennego wpisanym w wiersze Baczyńskiego. Nie ma w innych utworach skumulowanej tak ogromnej ilości smutku, wspomnień, grozy i pesymizmu. Wszystko to znajduje się w duszy podmiotu lirycznego, który przemawia w imieniu całej społeczności wojennej. Zabiera głos w sprawie tragedii pokolenia „apokalipsy spełnionej”. Baczyński( całe jego pokolenie również) dorastał w latach 1921 - 1939, czyli w czasach Polski niepodległej. Był częścią tej, wymarzonej przez przodków, generacji, która miała wychowywać się w czystym i pięknym blasku wolności. Lecz pokolenie to skażone zostało także piętnem tragizmu, gdyż, jak żadne inne nie przeżyło większego kontrastu pomiędzy wartością młodości a potwornym dramatem wojny. Był to też jeden z powodów ogromnego rozdarcia wewnętrznego tych ludzi. W ich psychice toczyła się straszna walka sielankowej przeszłości z makabryczną teraźniejszością. Taki podmiot liryczny jawi się w wierszu „Psalm 4”. Bohater psalmu, to człowiek głęboko wierzący w boskie dogmaty. Żyje w czasie „apokalipsy spełnionej” i jego wyobrażenie o pięknie, dobru świata bożego, bije się z realnym widokiem faktu. Pamięta przeszłe „inne życie”, pełne nieskrępowanej wolności, harmonii i tolerancji. Dlatego uświadomienie sobie, że tamta cudowna konstrukcja egzystencji runęła, zamieniając w „Chaos” całą ziemię, napawa go przerażeniem. Błaga Boga, podobnie jak robił to Konrad z III Cz. „Dziadów”, o wytłumaczenie potwornej metamorfozy świata. Chce dowiedzieć się dlaczego ziemia, stworzona przez Najwyższego, symbol idylli, spokoju, szczęścia, tak bestialsko gwałcona, stoczyła się do czeluści zła, zezwierzęcenia, prymitywizmu, brzydoty i brutalności. Wypowiedź wiersza „Z głową na karabinie opiera się na niespełnionych nadziejach, ambicjach i celach podmiotu lirycznego. Jest on człowiekiem pokolenia, któremu wojna zburzyła beztroskie życie a piękno egzystencji zamieniła w furię brutalności, pustki, wrogości, niebytu. Ludzie ci pędzili swój marny żywot opierając się jedynie na wspomnieniach. Bo jakiż sens jest w planowaniu czegoś w myśleniu o przyszłości, skoro tuż obok słychać oddech śmierci? Podmiot liryczny zderza ze sobą dwa światy: koszmar dnia dzisiejszego i błogą przeszłość. Widzi okrutność teraźniejszości i jej bezsens. Szuka choć cząstki tej „jasności” zapamiętanej sprzed wojny. Chciałby dowiedzieć się kto i dlaczego postawił na jego drodze ten bezwzględny mur. Mur, który łamie mu życie i przekreśla jego ambicje i wysoko postawione cele. Tym murem jest wojna, o którą nikt nie prosił. Dlatego też podmiot liryczny czuje się oszukany przez los. Niespełnienie się, rozczarowanie, życie pomiędzy przeszłością a teraźniejszością wzmaga w duszy podmiotu lirycznego poczucie strachu i obawy. Według mnie wynika też z tego jego bezdomność. Wyrzucony z domu dzieciństwa, domu miłości i łaski fortuny na wrogi bruk splamiony krwią bliźnich, szuka miejsca ocalenia. Jednak w otaczającym go świecie nigdzie go nie znajduje. Do wywołanego kontrastem dwóch sytuacji społecznych, jakże odmiennych, dochodzi jeszcze inne rozdarcie w psychice podmiotu lirycznego. Baczyński w utworze „Z głową na karabinie” oprócz powyższego problemu podejmuje także dosyć dyskusyjną kwestię moralną i etyczną dotyczącą postawy patriotycznej. Przedstawia obraz człowieka kochającego ojczyznę, miłującego jej tradycje i zdolnego poświęcić swoje życie w obronie suwerenności rodzinnego kraju. Jako wiernego patrioty nadrzędnym obowiązkiem jest opór wobec nieprzyjaciół. Jednak ów opór to nic innego jak morderstwo. Poetę i całe pokolenie żołnierzy przeraża fakt, że dowodem miłości do ojczyzny jest... śmierć nieprzyjaciół, którzy ją niszczą i grabią. Czyli potwierdzeniem wierności i posłuszeństwa Polsce jest zagłada Niemców. Podmiot liryczny prezentuje nam postawę, wzorce osobowe i zachowania, które wykluczają siebie nawzajem. Morderstwo jest oznaką miłości, chwały i potęgi. Aby uczynić dobro trzeba posłużyć się metodami haniebnymi, uwłaczającymi ludzkiej godności i dumie. Toteż podmiot liryczny znajduje się na rozdrożu. Pójście w jakąkolwiek stronę okaże się złem i skończy się tragedią. Wybierając patriotyzm, honor i obowiązek nakazuje mordować. Czy tylko walka o suwerenność usprawiedliwia od ludobójstwa, od ratowania bliźnich? Czy tylko za to, aby mieć poczucie spełnienia prawa patrioty wobec ojczyzny, spełnienia szlachetnego czynu jakim jest walka o wolność, trzeba płacić aż tak drogą cenę - być okrutnym oprawcą? Czy wolno zamieniać się w zwierzęta tylko dlatego, że idea patriotyzmu nakazuje, mówiąc delikatnie, unieszkodliwienie wroga? Oczywiście, że nie. Myślę nawet, że nie warto było angażować się w tę batalię o niepodległość. Zginęły przecież setki tysięcy osób, które myślały podobnie jak Baczyński. Lecz czy ta aktywność obronna pomogła w czymś? Spójrzmy prawdzie w oczy - nie! Ich życie, ich krew poszły na marne. To, że Polska w 1945r. stała się „wolnym” krajem to nie ich zasługa, ale był to litościwy gest przywódców „Wielkiej Trójki”. Potwierdza to moją tezę, że nie warto angażować się w nic, a każda idea to utopia. Młodzi ludzie pokolenia Kolumbów skusili się na walkę i ... przegrali. Dwa wielkie dramaty, dramaty sumienia, wynikające z konfliktu odmiennych, przeciwstawnych wartości. Podmiot liryczny skazany był na życie „pomiędzy”, co spowodowało smutek, brak wolności i powolną destrukcję psychiki. Baczyński oprócz człowieka uwikłanego w wewnętrzne kłótnie, ukazuje bohatera pozbawionego uczuć, gdyż wojna to wielka machina do odczłowieczenia, do stopienia osobowości i nadziei. W „Pokoleniu 43”to osoba wewnętrznie wypalona, jałowa i zgaszona. Nawet malutka iskierka wiary zostaje ugaszona. Widok śmierci najbliższych, jej makabryczność zabija w sumieniach młodego pokolenia odruch współczucia i litości. To ludzie bez nadziei w lepsze jutro, bez wiary w optymizm. Poeta sugeruje, że wojna z każdego czyni pusty i zimny posąg (kamień bez uczuć). Człowiek chowa się w swój własny, wyimaginowany świat, bo w realnym nie ma dla niego miejsca. Podmiot liryczny traci także wiarę w sens miłości i jakiegokolwiek angażowanie się uczuciowo. Uważa za beznadziejne łączenie się i poznawanie, by po chwili zgubić się w Chaosie wojennej tragedii. Grozę i dramat tego utworu dopełnia fakt, że owe odczłowieczenie jest stałe. Uczucia, które są zabrane nie powrócą. Człowiek na zawsze pozostanie zimnym, bezdusznym głazem. Ową niemoc miłości podkreśla Baczyński w wierszu „Biała magia”. Pożądanie mężczyzny, które wzbudza piękna i delikatna kobieta jest hamowana strachem przed śmiercią. Ciało kochanki emanuje falą gorąca, ukojenia i ciszy. Jednak w atmosferze panicznej obawy o siebie i drugą osobę, gaśnie uczucie miłości. Poeta w swoim erotyku nakreślił obraz miłości pięknej, zmysłowej lecz nie spełnionej, dlatego tragicznej. W powietrzu nędznej rudery, gdzie znajduje się para, czuć jakąś tajemniczą, potwornie burzącą siłę, która degraduje więzi pomiędzy kobietą i mężczyzną. Bardzo gorzki to utwór, który mówi, że wojna obok zniszczenia ludzkiego wnętrza i dorobku kultury, odbiera także czas szczęśliwej i radosnej miłości. W sumie jawi się nam obraz człowieka sfrustrowanego dotychczasowym życiem, człowieka pesymistycznego. Pomimo tego nie oznacza to całkowitego poddania się i klęski. Bohater wiersza pragnie miłości wiedząc, że tak naprawdę jej nie ma. Kontakt z drugim człowiekiem jest dla niego biletem do zapomnienia o teraźniejszości, okazuje się lekarstwem na przeżycie. Cóż jednak ma do zaoferowania kiedy wkoło roztacza się widmo beznadziei, sceptycyzmu i diabelskiej obsesji śmierci? Obiecuje ukochanej osobie świat wyjęty z zakamarków przeszłości. Przyrzeka rajską, wolną egzystencję opływającą w jedzenie i radość. Jest to świat, do którego każdy tęskni i o którym każdy marzy. Hamuje go jednak od realizacji przysięgi widok, zapach i smak wojny. Przeszkadza mu „szkło bolesne”, które przypomina okrutne chwile rzezi. W konsekwencji próba odzyskania miłości nie nadaje się gdyż obietnice podmiotu lirycznego są z góry nie spełnione. Obraz wojny także przedstawia wiersz Tadeusza Różewicza pod tytułem „Ocalony” można określić jako próbę ukazania stanu świadomości i psychiki przedstawiciela młodego pokolenia, człowieka zniszczonego wewnętrznie przez wojnę. Wiersz zaczyna się od bardzo wymownych słów: „Mam dwadzieścia cztery lata ocalałem prowadzony na rzeź”. Słowa te zwiastują ogromną tragedię. „Ocalenie” podmiotu lirycznego można jednak rozpatrywać jedynie w skali czysto fizycznej, a więc jest ono, w gruncie rzeczy, tylko pozorne. Wojna niszczy wszystkich ludzi, również tych, którym udało się ją przeżyć. Człowiek, któremu udało się „ocaleć”, stracił cały dotychczasowy świat wartości, zagubił się w chaosie, jaki okupacja spowodowała w sferach etyki i moralności. „Pojęcia są już wyrazami: cnota i występek prawda i kłamstwo piękno i brzydota męstwo i tchórzostwo”. Filozofia, religia, etyka są więc już pusto brzmiącymi terminami, nie mającymi żadnego znaczenia, nierozróżnialnymi dla podmiotu lirycznego. Ocalony z pożogi wojennej nie potrafi już nawet odróżnić dobra od zła. „Człowiek i zwierzę”, „miłość i nienawiść”, „wróg i przyjaciel”, „ciemność i światło” stały się pustymi i jednoznacznymi, nie ma między nimi różnicy. Podmiot liryczny poszukuje jednak rozpaczliwie jakiegoś ratunku, uporządkowania i uspokojenia. Chce odnaleźć właściwy świat wartości, chce uratować swoją etykę i moralność: „Szukam nauczyciela i mistrza niech przywróci mi wzrok słuch i mowę (...) niech oddzieli światło od ciemności”. Zagrożenie istnieniem bez filozofii i religii, bez etyki i moralności powoduje, że Tadeusz Różewicz sięga po sformułowania najprostsze, używa zwykłych słów, stroni od ozdabiania wiersza metaforami i wymyślnymi symbolami. Wiersz „Lament” ma przynajmniej na pierwszy rzut oka charakter modlitwy, może nawet spowiedzi powszechnej, przedstawiciela pokolenia młodych ludzi, którym dane było przeżyć wojnę i okupację. Jednak treść utworu wyraźnie wskazuje na to, że podmiot liryczny nie modli się, bo nie jest już w stanie. Utracił wiarę, wojna odebrała mu młodość i wrażliwość. I chociaż ma dopiero dwadzieścia lat, to jednak zbyt wiele przeżył, zbyt wiele doświadczył, aby powiedzieć o sobie, że czuje się człowiekiem młodym: „niech was smukłość mego ciała nie zawodzi ani tkliwa biel szyi ani puch nad słodką wargą (...) ni śmiech cherubiński”. Podmiot liryczny czuje się już tylko mordercą i „ślepym ja miecz” narzędziem w ręku kata. Wojna nauczyła go, że można zamordować człowieka i zaraz potem iść do łóżka z kobietami. Gdzieś zagubiła się prawdziwa wartość ludzkiego życia, gdzieś zginęła miłość. Zakończenie utworu jest jednocześnie zaprzeczeniem kanonu wiary i religii chrześcijańskiej. Nie pozostało już nic, nawet poezja w tradycyjnym, klasycznym rozumieniu tego słowa. Utwór „Róża” jest wspomnieniem o nieżyjącej już od pięciu lat dziewczynie. Data powstania utworu wskazuje wyraźnie, że śmierć Róży miała miejsce w czasie wojny. Jednak Róża to nie tylko imię ukochanej, to również nazwa kwiatu, mającego w polskiej tradycji kulturowej wielorakie znaczenia. W tym utworze róża może symbolizować miłość, śmierć, męczeństwo: „Róża to kwiat albo imię umarłej dziewczyny” Na wiersz składają się dwie historie o dwóch różach. Poeta zestawia je na zasadzie kontrastu, przeciwstawiając śmierci życie. Jedna z róż, złotowłosa dziewczyna ginie w czasie wojny w milczeniu, zostaje pochowana, jej ojciec szaleje z rozpaczy. Róża-kwiat troskliwie pielęgnowany przez ogrodnika rozkwita swą „głośną” czerwienią, jest piękna. Tak więc poeta uświadamia sobie, że pamięć o zmarłych z czasem przemija, podobnie jak umiera w żywych wiara i nadzieja. Pozostaje jedynie smutek, żal, poczucie pustki i niespełnienia. Z kolei poeta Czesław Miłosz w wierszu „Campo di Fiori” stara się zwrócić uwagę czytelnika na problem obojętności ludzi wobec nieszczęścia drugiego człowieka. Przed spaleniem Giordana Bruna na placu zajmowano się handlem: „W Rzymie na Campo di Fiori Kosze oliwek i cytryn (...). Różowe owoce morza Sypią na stoły przekupnie, Naręcza ciemnych winogron Padają na puch brzoskwini”. Kiedy płonął Giordano Bruno, poza przelotnym zainteresowaniem „ciekawej gawiedzi”, nikt nie zwrócił na to wydarzenie głębszej uwagi. Handel na placu i pośpiech w pogoni za pieniędzmi szybko zdominowały wspomnienie śmierci wielkiego uczonego: „Znów pełne były tawerny (...). Już biegli wychylać wino, Sprzedawać białe rozgwiazdy, Kosze oliwek i cytryn Nieśli w wesołym gwarze”. Śmierć nieznanego nikomu człowieka, śmierć wielkiego uczonego, była tylko chwilową ciekawostką, przelotną atrakcją. Podmiotowi lirycznemu wydarzenia na Campo di Fiori przypominają się w momencie, gdy jest świadkiem likwidacji żydowskiego getta. Getto było od reszty Warszawy oddzielone murem, zza którego dochodziły odgłosy wystrzałów. Warszawiacy nie zwracali na nie większej uwagi, koło muru Niemcy ustawili karuzelę, na której „Przy dźwiękach skocznej muzyki (...) wzlatywały pary wysoko w pogodne niebo”. Strzały, które dochodziły spoza muru „głuszyła skoczna melodia”. Warszawiacy jakby nie zdawali sobie sprawy z tragedii rozgrywającej się tuż obok nich. Zresztą poeta o likwidacji getta wspomina świadomie bardzo dyskretnie: „Czasem wiatr z domów płonących Przynosił czarne latawce”. Spalonymi strzępami papierów, odgłosami strzałów, rzezią dokonywaną na mieszkańcach getta nikt się nie przejmował. Agonia Żydów nie wzbudzała żadnego współczucia. Człowiek skazany na zagładę jest zawsze samotny. Ludzie nie chcą, albo nie potrafią, dostrzec właściwego wymiaru cierpienia innych. Dopiero po wielu latach, patrząc z perspektywy historycznej, można przekonać się o wadze wydarzeń, na które dawniej nie zwrócono prawie żadnej uwagi. Poeta powinien więc wiedzieć o wiele więcej niż tłum „ciekawej gawiedzi”, powinien budzić sumienia ludzi, nawoływać ich do opamiętania się, do zatrzymania się nad nieszczęściem drugiego człowieka, do refleksji nad ludzkim cierpieniem. Tytuł „Oceonomia divina” można tłumaczyć dosłownie-boska ekonomia, ale o wiele słuszniejsze wydaje się być odwołanie do terminologii teologicznej, w której oznacza on boski plan zbawienia świata. W wierszu Czesława Miłosza mamy zatem przedstawioną wizję świata pozostawionego przez Boga samemu sobie. Ludzie zbytnio urośli w dumę. Zapragnęli dorównać Bogu, a nawet prześcignąć go. Rozwój cywilizacji był więc niezwykle gwałtowny i dynamiczny, budowano „drogi na betonowych słupach”, „miasta ze szkła i żeliwa”, „lotniska rozleglejsze niż plemienne państwa”. Ale w tych wszystkich budowlach nie było Boga, nie było jego praw i wartości. Taki świat był światem pełnym chaosu moralnego, duchownego, etycznego. Bóg dotkliwie ukarze ludzi, którzy stracą, niczym w biblijnej wieży Babel, możliwość porozumiewania się między sobą. Zagłada obejmuje również dorobek kulturowy ludzkości. Gdzieś zaniknie sens i realność świata: „Z drzew, polnych kamieni, nawet cytryn na stole Uciekła materialność i widmo ich Okazywało się pustką, dymem na kliszy”. Świat został więc ogarnięty groźnym kryzysem. Ludzie, utraciwszy wiarę i oparcie w wartościach danych im przez Boga, skazali się na zagładę. Końcowe wersy utworu nawiązują do wizji Sądu Ostatecznego, do biblijnej Apokalipsy. Nagi tłum daremnie oczekuje jednak dnia Sądu, daremnie oczekuje wyroku. Ciało, pozbawione duszy, nie może zostać zbawione. Czesław Miłosz w utworze „Oceonomia divina” przestrzega ludzi przed odrzuceniem zasad etycznych i wartości moralnych. Oznaczać to może świat pozbawiony podstaw istnienia i groźbę chaosu, katastrofy. Inną możliwą interpretacją jest próba doszukania się w wierszu śladów kryzysu metafizycznego i światopoglądowego. Podmiot liryczny ma bowiem pretensje do Boga za to, że stworzywszy świat, pozostawił ludzi samym sobie, wydał ich „na pastwę człowieka”. Bezsprzecznie „pokolenie straconych” było tragiczne. Lecz do końca nie poddawało się w walce. Kiedy brakowało sił szukano otuchy i pocieszenia u Boga czy Matki Boskiej. Ale przeczucie nadchodzącej śmierci i katastrofy całej ludzkości, burzyło w nich choć minimalny, skrywany ład. Żyli w koszmarnych czasach, od lat zapowiadanych przez Witkacego. Wegetowali w świecie śmierci - śmierci człowieczeństwa, kultury, wartości, nauki, godności i honoru. Człowiek bez miłości, sumienia, bez domu, przeszłości ani przyszłości, człowiek kamień, bezduszna laleczka do walki - oto człowiek czasów okupacji, oto jego marne życie bez ucieczki, gdyż za każdymi drzwiami znajduje się przepaść. To pokolenie wierne, które głośno walcząc za ojczyznę, w ciszy szło na śmierć.